„Bezwzględni”

ostry pisk jak nóż przecina ciszę
strach mrożący krew w moich żyłach
nieprzenikniona ciemność
i mgła zasłaniająca oczy
stojące postacie
majaczące zza drzew
wyjące z poczucia samotności
wołające o ratunek
jak dusze czyśćcowe
co na Niebo czekają
duchy pokutujące za swoje czyny
blask ostrza stalowego
ze świeżymi jeszcze kroplami
substancji ciemnoczerwonej
niespokojne cienie umarłych są wszędzie
przerażają
głodne kolejnej duszy
niewolnicy własnego serca cierpień
teraz już nieśmiertelni
uśmiechają się krzywo
to co leży obok
to ciało w posoce oblane
swąd siarki zewsząd dobiega
myślą
„ze złem mi całkiem do twarzy przystaje”
twarzy, której nie ma
słuchają rozkazu
oni
nieskażeni strachem
ona
ubrana w czerwień szminki
wyszła na spacer w mroku
ale po co?
                                  Cathrin J.
                                  klasa II a
„Bezwzględni”