Kotwica
W głowie się nie mieści
By adwokat diabła
Bazyliszkowym wzrokiem
Spojrzał, gdy z brakiem
Nadziei będziemy lgnąć
Do ziemi.
Bez walki, bez dulki
I wioseł, gdzie brzeg
Daleki.
Na morzu, porzuceni.
Wiecznie głodni
Widoku pożywienia i cieni
Drzew.
To nie marzenie,
By dotrzeć do celu,
Albowiem ono znika
Wraz z odległością,
Bliskością.
Tylko nadzieja, im bliżej
Tym rzeczywiście rzeczywistniej
Tylko nadzieja, im bliżej
Tym zielono zieleniej
Tylko nadzieja pozwoli
By piasek powoli
Zanurzał mi palce.
Zebrać zapasy,
I znów odpłynąć na barce.
Łódź zakotwiczona,
Związana, wysunięta
Na brzeg, bo
Należy pamiętać.
Ona na jednej kotwicy trzymana
W sztormowych podmuchach grozy
To jak życie na jednej nadziei
Czyli cuma odcięta od kei.
Ale ja posiadam niejedną nadzieję,
Więc odpłynę i znajdę swój dom.
Zuzanna A.
klasa III b